WIELKA PANDA ,WIELKI BUDDA I WIELKI WODOSPAD

18:51

W momencie, w którym weszliśmy do pociągu w Zhangye, żegnaliśmy nie tylko Góry Tęczowe na północy Chin, ale także mroźną zimę, która towarzyszyła nam od początku podróży. Kierunek obraliśmy na i Syczuan, najludniejszą prowincję Chin. To właśnie tutaj mieliśmy zmierzyć się z wytworami natury i kultury o wielkich rozmiarach.

Niezależnie od pory roku, chińskie koleje zawsze są oblegane. Bilety na bezpośredni pociąg z Zhangye do Chengdu były wyprzedane już na kilka dni przed odjazdem.  
                                                        
Wykupiliśmy więc alternatywne połączenie z przesiadką:
Zhangye – Lanzhou (6h38min) – 75CNY/ 42PLN (hard seat – miejsca siedzące w wagonie bezprzedziałowym)
Lanzhou – Chengdu (21h48min) – 254CNY/ 144PLN (hard sleeper – kuszetki w wagonie bezprzedziałowym)

Spędziliśmy w pociągu jeden dzień i dwie noce. Kuszetki zagwarantowały dobry sen, a pociągowy „WARS” serwował małe piwo za 5CNY/ 2,80PLN. Czego chcieć więcej?

Zakwaterowaliśmy się w przyjemnym Chengdu Loft Hostel (40CNY/ 23PLN, za łóżko w pokoju czteroosobowym), który znajduje się w centrum miasta.

WIELKA PANDA


Za naszych czasów studenckich, w trakcie żmudnej nauki do sesji, pandy stawały się tematem numer jeden. Cały czas istnieje trochę zapomniany fanpage na Facebooku: Jeszcze tylko sprawdzę co u Pandy i mogę się uczyć. W kilku miejscach, takich jak Chengdu Research Base of Giant Panda Breeding zamieszczone są kamery, które rejestrują życie pand. Takie relacje oglądali studenci, by odłożyć naukę w czasie.

Do tej pory pandy podziwialiśmy tylko w Internecie lub TV. Dlatego też, z wielką ekscytacją pojechaliśmy do Centrum oglądać czarno-białe misiaki na żywo.

Populacja pand liczy mniej niż 2000 sztuk i jest wpisana na listę zagrożonych gatunków. Chiny to jedyne miejsce na świecie, w którym można zobaczyć dziką pandę. W niewoli możemy ją spotkać jedynie w 13 miejscach rozsianych po całym świecie (najbliżej w Wiedniu). Pandy pozostają własnością Chin i zostały wypożyczone na kilkanaście lat za sowitą opłatą.

Teren Centrum zajmuje ponad 100ha. Znajduje się tutaj ok. 400 rodzajów drzew, w tym kilka gatunków bambusa, w którym pandy lubują się nad wyraz.
Panda jest wegetarianką i żywi się wyłącznie bambusem
Kung Fu Panda!
Większa panda spycha mniejszą do rowu
Panda zmęczona przepychankami
 Małe pandy dosiadają bujane koniki
Za co ludzie kochają pandy? W 1966 r. Desmond Morris wydał książkę pt. „Ludzie i pandy”, w której wymienił 20 powodów, dlaczego pandy zyskały popularność wśród ludzi. Wszystko się zgadza.
A zatem, ludzie kochają pandy, ponieważ potrafi siedzieć jak człowiek, ma chwytne dłonie, dzięki którym wywija bambusem, jest niezdarna, jej rozmiar i miękkie futro sprawia, że chcemy się do niej przytulać (w rzeczywistości futro jest twarde i szorstkie).
Pan da trzy!
FIREFOX

W Centrum żyje również czerwona panda, krewniaczka pandy wielkiej. Wyglądem przypomina rosłego kota.
W potocznym języku chińskim na czerwoną pandę mówi się również ognisty lis. Dosłowne tłumaczenie na język angielski brzmi firefox. To imię zostało nadane popularnej przeglądarce internetowej - Mozila Firefox.

Poza pandami żyje tu także kilku innych przedstawicieli świata fauny. Powyżej czarny łabędź
Ptaszek szybszy od migawki
 Inny urodziwy ptaszek, który będzie podkradał smakołyki dla czerwonej pandy
Gama barw w Centrum tworzy malowniczy pejzaż


Jedna ze ścieżek w parku, która prowadzi do kolejnej zagrody z pandami
W Centrum spędziliśmy ponad trzy godziny. I moglibyśmy spędzić trzy kolejne, gdyby nie brak śniadania. Obserwowanie pand sprawia wielką frajdę. Zarówno tych, co się bawią, jedzą czy robią kupę na leżąco.

Warto odwiedzić Chengdu dla samej pandy.


INNY WYMIAR FAST FOODA

Spacer wśród pand pozbawił nas sił, a przede wszystkim obudził wilczy apetyt. Najlepszą receptą na zaspokojenie głodu jest fast food, czyli szybkie, dobre i niezdrowe jedzenie. W Chinach najbardziej popularny fast food to street food, zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów.

Najpierw wybierasz to, na co masz ochotę: kurczak, wieprzowina, ryby, kokony, tofu, brokuły, bakłażan, groszek, grzyby, parówka… – do wyboru, do koloru. Przysmaki nabite są na szaszłyk. Sprzedawca bierze garść szaszłyków i za pomocą pędzla nakłada gotową, pikatną glazurę. Następnie grilluje przez kilka minut, dopóki mięso czy warzywa nie zaskwierczą i nie nabiorą odpowiedniego koloru. Gotowe szaszłyki wpadają do kubełka, który opróżniasz w zawrotnym tempie.
Mobilne street foody
Na uliczkach wypełnionych street foodami, możesz kupić wszystko. M.in. kurze łapki w panierce albo nos prosiaka przyprawiony ostrą papryką.
Słodkie placuszki, owoce w czekoladzie, lody, soki, sorbety… Największy wybór jest w godzinach wieczornych. Steet foody pojawiają się tak licznie, jak grzyby po deszczu.
W Chengdu popularny jest również świeżo wyciśnięty sok z bambusa. Sprzedawca wkłada do wyciskarki obraną łodygę bambusa i wydobywa orzeźwiający sok. Warto spróbować.

DŁUGA DROGA DO WIELKIEGO BUDDY

W Leshan, który jest oddalony o ok. 100km od Chengdu, znajduje się największy posąg Buddy w Chinach. Mierzy ponad 70m, a na jego paznokciu można by urządzić grilla.

Do Leshan najlepiej dostać się bezpośrednim busem z Xinnanmen Bus Station, który kosztuje 46CNY/ 26PLN. Jest droższy niż lokalne minibusy, ale zdecydowanie szybszy. Na miejsce powinien dotrzeć w 2h. Powinien, ale w naszym przypadku nie dotarł.

Dworzec autobusowy opuściliśmy o g. 10:30, by wyjechać na kompletnie zakorkowane ulice. Niecierpliwi kierowcy nie zdejmowali rąk z klaksonów. W trakcie półtorej godziny przesunęliśmy się o kilka metrów. W ciągu następnej godziny osiągnęliśmy poziom bramek, które miały nas wyprowadzić na zbawienną autostradę.

Chwilę później, dołączyliśmy do kolejnego sznura pojazdów, który był skutkiem wypadku na autostradzie. Poddaliśmy się po trzech godzinach. Wzięliśmy plecaki i bez słowa opuściliśmy bus kierując się na najbliższy przystanek autobusowy, wskazany przez policjantów, by wrócić do Chengdu.

Na przystanku czekaliśmy kilka dobrych minut. Zamiast busa, pojawił się radiowóz policyjny. Mundurowi przywołali nas i kazali wejść do środka.
- Chengdu? – pytamy.
- Chengdu – odpowiada policjant.

Błędnie uznaliśmy, że korzystamy z darmowej podwózki do miasta. Lecz zamiast w centrum Chengdu, wylądowaliśmy z powrotem w busie do Leshan. Koniec końcem okazało się, że kierowca uznał nas za zagubionych i wszczął poszukiwania, stawiając na nogi wszystkich pasażerów, a także drogówkę. Policjanci odnaleźli nas bez problemu. Wszak kilka minut wcześnie wytłumaczyli nam, jak dostać się z powrotem do Chengdu. 1:0 dla kierowcy. Zdecydowaliśmy się jechać do Leshan, zgodnie z przeznaczeniem.

Kiedy stanęliśmy w kolejnym korku, spisaliśmy dzień na straty. Do Leshan dotarliśmy bowiem po 6h.

NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO

W Leshan mieliśmy do dyspozycji dwie godziny. Ostatni bus powrotny odjeżdżał o 19:00.

Daliśmy się więc przewieźć zdezelowaną rikszą napędzaną głównie przez mały sinik, a wspomagany siłą nóg kierowcy. Riksza zabrała nas do miejsca, w którym odpływają turystyczne promy i stateczki do zjawiskowego posągu. Niestety po 17:00 wszystko było zamknięte na cztery spusty. Spóźniliśmy się.

Rozczarowanie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyliśmy kolorowe klify nad rzeką. Zachodzące słońce odbijało się od tafli wody i przynosiło na myśl widok czerwonego słońca na obliczu Buddy. Rejs przez tę malowniczą rzekę byłby naprawdę piękny.

Spokojny spacer przy brzegu rzeki i niezwykły zachód słońca pozwolił nam się wyciszyć i przełknąć gorycz, która towarzyszyła nam przez większość dnia. Leshan jest piękny i mimo że spędziliśmy tam jedynie dwie godziny i nie zobaczyliśmy największych atrakcji, to nieco ryzykując, chcemy to miejsce polecić. Jeśli kiedykolwiek je odwiedzicie, to napiszcie, jak wielki jest Budda i powiedzcie, że było warto.
Wędkarze wieczorową porą przy rzece Leshan
Rzeka Leshan
Kasia
Paweł



Do Chengdu wróciliśmy bez problemów. Rozświetlone miasto, jak zwykle robi wrażenie.



WIELKI WODOSPAD

Kolejnym celem podróży, który zaznaczyliśmy na mapie Chin, było miasto Guilin. Od Chengdu dzieli je ponad 1500 kilometrów. Dlatego zdecydowaliśmy się rozbić ten odcinek na dwie części i spędzić jeden dzień w Narodowym Parku Huangguoshu. Miejsce to wybraliśmy trochę przez przypadek, nie będąc przekonani, czy jesteśmy w stanie zmieścić się w ograniczonym czasie.

Chengdu East – Anshun (17h10min) – 214CNY/ 122PLN (hard sleeper)

Na miejsce przyjechaliśmy o g. 4:41, czyli ni w pięć, ni w dziewięć. Wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć wodospad, który oddalony jest od Anshun o 45km. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, jak tam dotrzeć, przy okazji nie wydając na to fortuny. Czas mieliśmy bardzo ograniczony z tego względu, że pociąg do Guilin odjeżdżał tego samego dnia o 19:00, ale z Guiyang, sąsiedniej miejscowości. Został jeszcze jeden problem, czyli kwestia pozostawienia bagażu. Miasto było pogrążone we śnie, a dworzec nie dysponował przechowalnią.

Pierwszy sukces odnieśliśmy kupując bilet z Anshun do Guiyang na 16:50 (1h8min, koszt 15,5CNY czyli 9PLN, hard seat).

Kolejnym wyzwaniem było pozostawienie bagażu w bezpiecznym miejscu. Recepcjonista w przydworcowym hotelu  właśnie przewracał się na drugi bok, więc nie mieliśmy serca go budzić. Weszliśmy do salonu SPA, gdzie za ladą stały dwie młode Chinki zaciekawione widokiem dwóch starganych turystów.

Do tej pory zdawało nam się, że język ciała mamy opanowany do perfekcji, a prośba o przechowanie bagażu to bułka z masłem. Nie mamy.

Język angielski totalnie bezużyteczny. Równie dobrze moglibyśmy mówić gwarą poznańską o ryczkach, sznece czy bimbie. 

Paweł dokonał wizualizacji pozostawienia bagażu. Chinki ochoczo przytaknęły. Zdjęliśmy plecaki i umościliśmy je w kącie. W momencie, w którym dziękowaliśmy, jedna z recepcjonistek, podsunęła nam swojego iPhona. Korzystając z translatora zapytała: How can I help you? (Jak mogę wam pomóc?) 
Czyli jednak się nie zrozumieliśmy. Kolejne kilka minut bawiliśmy się w kalambury, by ostatecznie podołać, wydawałoby się błahemu, wyzwaniu.

Kolejny problem to dojazd do wodospadu. Taksówkarze zacierali ręce na nasz widok. Pierwsza cena rzucona przez taksówkarza 250 CNY/ 143PLN w jedną stronę. Nie zamierzaliśmy wydać fortuny na 45 kilumetrowy przejazd. Równocześnie pytaliśmy o busa. No bus, no bus – powtarzali do znudzenia. Negocjacje z taksówkarzami nie przyniosły efektu. Zeszli do 150CNY, co wciąż nas nie satysfakcjonowało. Ostatecznie natknęliśmy się na taksówkarza, który powiedział, że może zawieźć nas na dworzec, skąd możemy wziąć busa.

Kasy dworcowe zostały otwarte o 7:00. W pierwszym okienku, poinformowali nas, że nie ma takiego busa. W drugim okienku okazało się, że jest, odjeżdża o 7:15, ale nie ma już miejsc. W trzecim okienku, kupiliśmy dwa bilety na bus o 7:35 w cenie 20CNY/ 11PLN od osoby. Bus odjechał punktualnie, prawie pusty i bardzo szybki. Dowiózł nas na miejsce w ciągu 40 minut.

Z małym dworcem autobusowym w Guizhou sąsiaduje kasa biletowa. Bilet do Narodowego Parku kosztuje 160CNY/ 91PLN (poza sezonem) i jest ważny przez dwa dni. Niestety nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, więc nie zaplanowaliśmy dłuższego pobytu. A szkoda, bo naprawdę warto. Mieliśmy do dyspozycji 5h, więc zdecydowaliśmy się również zakupić bilet na zorganizowane przejazdy taxówkami pomiędzy poszczególnymi punktami – 50CNY/ 29PLN od osoby. To była dobra decyzja.


Takie widoki!
Charakterystyczne nakrycia głowy

W Parku znajdziemy mnóstwo wodospadów, mniejszych i większych rozmiarów
Punkty widokowe pozwalają uwiecznić piękne krajobrazy w pamięci aparatu
Kiedy Chińczycy coś robią, to robią to z pompą. Park dopieszczony jest w każdym calu.
Wodospad Doupotang, zwany ryczącym wodospadem, z racji tego, że każdego roku wydobywa dudniący odgłos przed przyjściem powodzi
Paweł przy Doupotang, który ma 105m szerokości i 21m wysokości
Niezwykła jaskinia Tianxing - unikalna krasowa jaskinia, która mieści się w naturalnie uformowanych komorach
Znajdują się w niej cztery imponujące stalagnaty, które wyrastają z ziemi i sięgają stropu, mierzą ponad 20m 
Spektakularne kształty i sztuczne oświetlenie robią ogromne wrażenie
Wizyta w tej jaskini to niezwykle głębokie przeżycie
Wodospad Huangguoshu jest największym wodospadem w Azji i jednym z największch na świecie, 77,8m wysokości oraz 101m szerokości
Chiński geolog trafnie porównał hałas do tysiąca ludzi bijących w bębny lub dziesiątek tysięcy galopujących koni.
Na wysokości 40-47mieści się tunel za ścianą wody. Ma długość 134m, 6 okienek, w którym widać opadającą z hukiem wodę i 5 korytarzy.
Park Huangguoshu jest zdecydowanie najpiękniejszym narodowym parkiem, który mieliśmy okazję zobaczyć. Przewodniki szczędzą informacji o tym niezwykłym miejscu, choć według nas, powinno się je stawiać na piedestale. Koniecznie trzeba poświęcić jeden pełny dzień na zwiedzenie parku z przerwą na obiad i regenerację sił.

Zobaczyliśmy tylko część atrakcji, z reszty musieliśmy zrezygnować ze względu na czas. Kiedy dotarliśmy do dworca autobusowego, kierowca już rozgrzewał silnik. W ciągu 40 minut znaleźliśmy się z powrotem w Anshun. Stamtąd przemieściliśmy się do Guiyang, by o 19:00 wsiąść do szybkiego pociągu, który pokonuje 408km w 2h4min (126CNY/ 72PLN, second class).

O Sylwestrze z kotami i królikami, atrakcjach Guilin i ostatnich dniach w Chinach w następnym wpisie.


Czytelnikom i sobie samym życzymy pomyślności na 2015 rok!

You Might Also Like

0 komentarze

POPULARNE POSTY

ODWIEDŹ NAS NA FACEBOOKU