TYDZIEŃ W PEKINIE

09:14

Dotychczas odwiedziliśmy trzy stolice: Moskwę, Ułan Bator oraz Pekin. I choć każda z nich ma swój czar, to Pekin pozostawia je daleko w tyle.  Nim się obejrzeliśmy, minął tydzień. W konsekwencji pozostały nam tylko trzy tygodnie w Chinach. Tymczasem nieco o smakach Pekinu,  drapaczach chmur, zakupach i obietnicy powrotu.


Zanim znajdziesz się na dworcu w Pekinie, z ciężkim plecakiem na plecach, rozdziawioną japą na widok fali ludzi, która zalewa ulice, gdzie okiem nie sięgnąć,  dobrze jest zarezerwować hostel, w których zagrzejesz miejsce w najbliższym czasie. Wówczas możesz udać się do taksówkarza, pokazać mu na smartfonie adres hostelu zapisany chińskimi krzaczkami i dać się podwieźć pod żądany adres. Ewentualnie, korzystając ze wskazówek, które wcześniej udostępnił hostel, wsiadasz w metro, wysiadasz na konkretnej stacji, a następnie zgodnie z mapą/ nawigacją docierasz na miejsce.

Taxi: 13CNY/ 7,20PLN opłata wstępna, dwa pierwsze kilometry w cenie opłaty wstępnej, za każdy następny 2,30CNY/ 1,28 PLN.


Metro: 2CNY/ 1,10 PLN; jednoprzejazdowy, które uprawnia do zmiany linii metra
Aktualnie metro posiada 15 linii, 217 stacji i łącznie 440km. Przed letnimi Igrzyskami Olimpijskimi, które odbyły się w 2008 r., istniały zaledwie 4 linie. Olimpiada zdecydowanie przyczyniła się do rozbudowy podziemnego miasta.
Poruszanie się metrem jest naprawdę proste. Na wielu stacjach, jak powyżej, pasażerów od torów dzieli szklana szyba. Poza tym porządku pilnują „ochroniarze”, którzy nie pozwolą przekroczyć żółtej linii, a i w razie potrzeby dopchną stojących zbyt blisko zatrzaskujących się drzwi.

Z MONGOLII DO CHIN

Przyznaję, że nieco się rozleniwiliśmy. Wzięliśmy bezpośredni pociąg z Ułan Bator do Pekinu. Byliśmy w nienajlepszej kondycji zdrowotnej, więc z dwojga złego, lepiej wydać więcej pieniędzy na wygodniejszy i bezpośredni pociąg (ok. 270zł), aniżeli później na leki korzystając z czasochłonnego i niezbyt komfortowego przekraczania granicy zmieniając co po chwilę, środki transportu.

RABUNEK W HOSTELU

W drodze do Pekinu, otrzymaliśmy źle wróżący telefon z Alior Bank. Poinformowali nas, że dokonali blokady karty, ponieważ ktoś wielokrotnie próbował jej użyć na kwotę 6.000 PLN. Po przeszukaniu naszego całego dobytku, okazało się, że skradziono nam nie jedną, a dwie karty. Szybki kontakt z niezawodnym Tatą, niejakim Panem Mirkiem, poskutkował zastrzeżeniem drugiej karty z Credit Agricole.

Obie karty skradziono nam najprawdopodobniej z hostelowego pokoju w Ułan Bator, kiedy spędzaliśmy czas w salonie, piętro niżej. I tutaj, przypomina nam się stara zasada: nikomu nie ufaj.

PRZEZORNY ZAWSZE ZABEZPIECZONY

Całym szczęściem straciliśmy jedynie 150zł. Dlaczego? Płatność kartą w wielu sklepach w Mongolii, jak i w Chinach, nie wiąże się z podaniem numeru PIN. Należność zostaje pobrana po wsunięciu karty do terminala. Transakcję potwierdza klient, własnoręcznym podpisem na wydruku.

Druga sprawa, to polityka pieniężna w podróży. Na kontach, do których dysponujemy kartami, znajdują się naprawdę niewielkie sumy. Dlatego złodziej (niech się w piekle smaży), zrobił zakupy za 150zł, a nie więcej.

ZA WSZYSTKO INNE ZAPŁACISZ KARTĄ MASTERCARD…

Co w konsekwencji? Zostaliśmy z jedną kartą, którą strzeżemy jak oka w głowie. Ale Visa (z WBK) w Chinach regularnie zawodzi. Spędziliśmy kilka cennych godzin szukając odpowiedniego bankomatu. Udało nam się wyłącznie w ICBC. Pracownicy banków mówili, że bankomaty odrzucają Visę i jest to problem wszystkich banków.

Tym samym, do Chin zalecamy wyposażyć się w MasterCard.

BŁĘDÓW UNIKAĆ

Hostelu nie bookowaliśmy, licząc jak zwykle na szczęście. I to był błąd. Złaziliśmy się po centrum z plecakami, próbując złapać WIFI bądź znaleźć tani hostel. Ostatecznie wylądowaliśmy w jakimś hotelu, płacąc wynegocjowane 50zł za nocleg od osoby. Ponieważ nasz budżet nie przewiduje noclegów w tej cenie, tego samego wieczoru zarezerwowaliśmy hostel  Beijing Feel Inn za 30CNY/ 16,70 PLN za łóżko w pokoju wieloosobowym. Tam też spędziliśmy resztę nocy. 

Nieco bezsensowne łażenie z plecakiem w poszukiwaniu taniego noclegu, humor dopisuje przez kilka pierwszych godzin
NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO

Nasza włóczęga doprowadziła nas do miejsc, do których z premedytacją byśmy nie doszli. Na wąskich uliczkach roiło się od street foodów, salanów z masażami, ulicznych sprzedawców, mieszkańców, którzy zapalczywie grali w ulubione gry.

Znaleźliśmy fryzjera, który podjął się wyzwania i ładnie obciął Pawła. Niesforna broda została.

Poniżej zdjęcia rozświetlonego bulwaru, gdzie ostatecznie również trafiliśmy przez przypadek.

W ciągu dnia kursują tu odrestaurowane tramwaje

Jak zawsze „sporo” ludzi

Charakterystyczne czerwone lampiony

Ta sama aleja za dnia

Miła dla oka chińska architektura 

PEKIN ZA DNIA

Zimową porą Pekin jest nieco szary. Smog, który wisi w powietrzu często ogranicza widoczność. Z parków ucieka życie, zbiorniki wodne często zamarzają, zapach spalin kręci się w nosie. Ale mimo wszystko, jest klimat.

I tak w Parku Yuanmingyuan znaleźliśmy czarne łabędzie z czerwonymi dziobami.

Wspomniany smog, nie był tak bardzo uciążliwy, jak podobno może być. Z łatwością można było dostrzec szczyty drapaczy chmur, a niebo nad wioską Olimpijską miało naprawdę niebieski kolor, pewnie nieco podrasowany ustawieniami manualnymi naszego Nikona.

Pogoda była znośna: więcej słońca aniżeli chmur, lecz czasem wiał silny i zimny wiatr. Temperatury od +5 do małych przymrozków.

Park Yuanmingyuan

Czarne łabędzie - podczas lotu można zaobserwować białe lotki na krawędziach skrzydeł.


Wioska olimpijska, wspomnienie Olimpiady z 2008 r.

Bird nest

Drapacze chmur



PEKIN NOCĄ

Kiedy zachodzi słońce, Pekin staje się królestwem neonów, bijących świateł, a hałas wydaje się dwa razy bardziej dotkliwy niż za dnia. Centrum tętni życiem. Zapach grillowanych szaszłyków, placków, smażonych słodkości jest jeszcze bardziej intensywny. Naganiacze zachwalają swoje produkty ze wszystkich sklepów, zapraszając klientów do wejścia, przez mikrofon, a jakże!

Wzmożony apetyt na jedzenie i nocne życie nietrudno zaspokoić. Wystarczy wybrać jedną lub więcej z miliona knajpek, zamówić kilka pozycji z menu (wiele z nich opatrzonych jest obrazkami) i ładować jedzenie do woli, zręcznie manewrując pałeczkami.

W każdym barze i restauracji można palić. Toteż dym papierosowy jest wszechobecny. Często, choć nie wszędzie, popiół z papierosa ląduje na ziemi. Czasem też i kości kurczaka czy inne zbędne części nienadające się do jedzenia. Siorbanie czy inne odgłosy są na porządku dziennym. Jedzenie jest tu tyle prostsze!

Wybór dań jest ogromny i można wymieniać bez końca. Ale z pewnością kaczka po pekińsku bije na głowę wszelkie dania: pięknie dopieczona, z chrupiącą skórką, soczystym mięsem w akompaniamencie talerza z sosem hiosin, drobno siekanym czosnkiem, ciętym ogórek, zieloną częścią młodej cebulki i talerzem cienkich pszennych placków „chińskiej tortilli”. Kucharz kroi ptaka w obecności gości. Smak jest niezapomniany!

Przy okazji, Mamku, trzymam kciuki za Twoją świąteczną kaczkę!

Wszędzie królują grzyby mun, które często zdobią wszelakie potrawy, ale nie charakteryzują się żadnym specjalnym smakiem. Suszone grzybki wrzuca się do ciepłej wody na 30 minut i można cieszyć się popularnym specjałem. 

Ghost Street

Artem i hot pot

Hot pot, czyli ciekawe doświadczenie, ale smakowo nie w naszym guście. Hot pot to kociołek, w którym uczestnicy uczty sami gotują, rozmawiają i cieszą się smakiem. To także rozrywka i sposób na spędzenie ciekawego wieczoru w gronie przyjaciół.

Podobno hot pot przywędrował z Mongolii, a wymyślił go mongolski żołnierz, który wykorzystał swój hełm, nawrzucał doń mięsa i warzyw, przygotowując w ten sposób strawę.

Do kociołka można wrzucić wszystko: od marynowanego czosnku, przez surowe grzyby, mięso w różnych postaciach, aż do główki kapusty.

Wyłowione za pomocą pałeczek kąski, można umoczyć w sezamowym sosie i zajadać do syta.

Żeby urozmaicić naszego hot pota do granic możliwości, domówiliśmy chińską wódkę ryżową. I tak siedząc, jedząc, rozmawiając, pijąc wódkę ryżową i piwo Tsingtao, łatwo przybić gwoździa w oparach gorącego kociołka.

WIELKI CHIŃSKI MUR

Na Mur Chiński wybraliśmy się zdecydowanie za późno. Dlatego zdążyliśmy dotrzeć jedynie to odnowionej i bardzo skomercjalizowanej części. 

Sama budowla jest niezwykle ciekawa i zamierzam zaktualizować ten akapit, kiedy tylko przebrnę przez książkę Julii Lovell „Wielki Mur Chiński. Chiny kontra świat”. Wydaje się, że 400-stronnicowy e-book, nie będzie dużym wyzwaniem, zważając na to, że szykuje nam się kilka kilkunastogodzinnych przejazdów chińską koleją. 

Kasia i Mur Chiński

ang. Great Wall



Odnowione mury

SŁOWO O SILK MARKET

Na ulicach roi się od „markowych” ciuchów. Kurtki Jack’a Wolfskin’a, The North Face’a można znaleźć w każdym tramwaju, na przystankach, w barach. Ale podróbka podróbce nierówna.

Odwiedziliśmy Silk Market, na którym można kupić wszystko. Reklamy na ścianach głoszą: Unikaj fejków, kupuj oryginalne. Na Silk Market można znaleźć podróbki, ale naprawdę dobrej jakości. Proponowane ceny przez sprzedawców, są czasem ośmiokrotnie zawyżone.

Kupiliśmy tam dwie pary butów, power-bank do telefonów i drewniane pałeczki za „śmieszne” pieniądze. Na ile był to dobry zakup, okaże się w najbliższym czasie.


BEIJIGN, DO ZOBACZENIA!

Dla nas Pekin jest naprawdę niezwykły. Tydzień spędzony w Pekinie to wciąż mało. Chcieliśmy poświęcić więcej czasu na Zakazane Miasto, odwiedzić Pałac Letni, dotrzeć do części Muru, nietkniętego przez restauratorów. W zamian zasmakowaliśmy clubbingu i dobrego towarzystwa.

Cóż, jest tyle powodów, by tam wrócić! Wrócimy!

Piszemy z Pingyao, ale o Pingyao następnym razem.

You Might Also Like

0 komentarze

POPULARNE POSTY

ODWIEDŹ NAS NA FACEBOOKU